Wybrane aktualności
Projekt: Miłosierdzie
Dlaczego boimy się miłości?
Jak jeść w najlepszych restauracjach i nie zbankrutować?
Święty smutek czy smutek jest nam potrzebny?
Otoczeni jesteśmy presją szczęścia permanentnego. Większość osób stara się być szczęśliwym 24 godziny na dobę. Nauczeni jesteśmy zwalczać każdą trudną emocję – smutek, ból, rozczarowanie. Niepotrzebnie, a nawet szkodliwie.
Pozytywne myślenie niewątpliwie ma swoje dobre strony, wiele dobrych stron. Sprawia, że odległe i ambitne cele stają się osiągalne, ludzie bardziej zadowoleni, a los bardziej przychylny. Niemniej jednak nie możemy być niewolnikami myślenia stricte pozytywnego. Zdarza się nam to, kiedy szczęście staje się obowiązkiem. Zaczynamy stresować się tym, że powinniśmy mieć dobre samopoczucie. Zawsze, o każdej porze dnia i w każdej sytuacji. Podskórnie zaczynamy się zastanawiać, czy wszystko jest z nami w porządku, jeśli takiego stanu nie udaje nam się osiągnąć. Jeśli w tej chwili nie jestem szczęśliwy, to na pewno mam jakiś problem!
Nie pomagają nam w „byciu po prostu sobą” reklama i media, forsujące obraz szczęśliwej rodziny, biegnącej w podskokach, radośnie, w zgodzie i przyjaźni. Puszczamy reklamę mimo uszu, ale oko rejestruje. Widzi obrazek, koduje, a potem porównuje z twoim życiem. Bilans jest zawsze na minusie. Nie może być inaczej, bo to co na ekranie, to kilkusekundowa sekwencja zdarzeń. Życie motyla. Twoje życie trwa o kilka żyć dłużej. W naszych czasach szczęście stało się towarem. Poziom oczekiwanego dobrego samopoczucia podwyższa się z roku na rok. Tworzą się kasty ludzi sukcesu, które skazują na towarzyski ostracyzm ludzi pogrążonych w smutku, przybitych nieszczęściem. Dajemy im współczucie, po czym odsuwamy się na bezpieczną odległość. Obawiamy się, że ich symptomy są zaraźliwe, a my na pewno nie chcemy zarazić się smutkiem.
Smutek boli. Smutek pokazuje niechcianą cząstkę nas samych. Smutek jest niewygodny. Uciekamy przed nim jak diabeł przed święconą wodą. Porównanie to wydaje się być nawet na miejscu. Bo smutek może oczyszczać i uzdrawiać. Może być dla nas błogosławieństwem, tak jak święcona woda.
W kulturze obowiązkowego dobrego samopoczucia zarówno przygnębienie jak i nieprzyjemne stany psychiczne są traktowane jako defekt. Człowieka rozumiemy technicznie – co się zepsuło, trzeba naprawić. Myśląc w ten sposób, traktujemy swój smutek, lęk, poczucie bólu istnienia i inne negatywne emocje jako wadę, przypadłość przeszkadzające nam w osiągnięciu zaplanowanych celów. Defekt, który należy szybko usunąć. A trudne emocje można potraktować jako znak, informację odsyłającą do czegoś głębiej. Akceptacja jedynie dla pozytywnych emocji sprawia, że ignorujemy system ostrzegawczy, w jaki wyposażyła nas natura. Negatywne emocje i złe samopoczucie mogą stanowić sygnały, że nasze życie zmierza w niedobrym kierunku, że robimy coś, co w efekcie nam zaszkodzi, lub że jesteśmy traktowani w sposób przekraczający nasze granice. Podobnie jak pierwsze subtelne symptomy chorób zachęcają do zadbania o siebie lub zmian relacji z innymi, tak nasze samopoczucie sygnalizuje, że w naszym życiu coś dzieje się nie tak.
Aby mądrze postępować w życiu, należy być otwartym na całość doświadczenia. Nie należy więc cenzurować swoich myśli i odczuć. Mądry smutek może zachęcać do zmiany, a zmiana może być dla nas zaskakująco dobra. Może sprawić, że zrozumiemy, że jesteśmy w niewłaściwym miejscu lub robimy rzeczy, których nie chcemy robić. Może mieć wiele innych znaczeń. Może też nic nie oznaczać. Może po prostu chodzi o życie i akceptację wszystkich jego poziomów i cyklów. Życie jest różnorodne, zmienne jak pory roku. A my ostatecznie jesteśmy częścią natury i takie cykle w nas też są naturalne. Może pozwolić lękowi, czy smutkowi na to, aby po prostu był? Nie buntować się, tylko zaakceptować jego przepływ. Spróbuj nie zabijać smutku zaraz po tym jak się pojawi. Wysłuchaj go, zrób przestrzeń na przygnębienie, gorsze samopoczucie. Dowiedz się, co chce ci przekazać. Pobądź w smutku. Nie próbuj go „przepracować”, tylko pozwól mu być. To trudna lekcja akceptacji życia. Lęk przed trudnymi emocjami powoduje, że przez całe życie żyjemy w strachu przed nimi. A to, czego się lękamy, co próbujemy odepchnąć od siebie – atakuje nas ze zdwojoną mocą. Dlatego proponuję, żebyś przez moment świadomie celebrował moment bycia w „negatywnej” emocji. To jak oswajanie demona. Może się okazać niegroźnym cieniem na zasłonie lub przyjacielem, który wkrada się do naszego domu przez okno, żeby ostrzec o nieznanym nam niebezpieczeństwie. Może się okazać przechodniem, który idzie swoją drogą, przekracza naszą linię wydarzeń i rusza dalej. Przekonaj się, o co chodzi twojemu strachowi. Zachęcam do ćwiczenia, opublikowanego na następnej stronie.
ĆWICZENIE
Znajdź jakieś ustronne miejsce, w którym nikt nie będzie ci przeszkadzał przez 15-20 minut, rozluźnij wszystkie swoje mięśnie. Rozluźnij też swój umysł, pomyśl o przyjemnych miejscach, chwilach, ludziach, a następnie wyobraź sobie, że schodzisz po schodach w dół. Licz każdy stopień. Zacznij od stopnia 30-tego, by dojść do pierwszego. Będąc na dole, poproś aby pojawiła się postać, która symbolizuje twój lęk, ból czy inną emocję, która ujawniła się w twoim życiu a która ciąży ci na sercu i duszy. To może być realnie istniejąca postać (matka, ojciec, szef, mąż, ciotka, brat, teściowa.), postać z bajki lub zupełnie nieznana ci persona. Czy ją wymyślisz, czy sama się pojawi przed oczami lub tylko ją poczujesz – nie ma znaczenia. Ważne jest, żeby przybrała jakiś określony kształt, nawet jeśli ma to być forma energetyczna. Jest to istotne, bo nam ludziom, łatwiej rozmawiać z aspektami, które mają jakąś formę. Tak jak drzewo, kamień i ptak. Jednak na początek najprościej jest rozmawiać z ludźmi lub formami nam podobnymi. Ale nie ma tu reguły. Jedyny warunek – mamy otrzymać informację na temat naszej emocji. Skąd pochodzi, jakie jest jej źródło, jakie zdarzenie z przeszłości należy uzdrowić, jaką cząstkę w sobie obdarować miłością? Kiedy masz te wiadomości, wiesz już co naprawdę ci jest, znasz przyczynę a jeśli w procesie dałeś sobie uwagę – właściwie niewiele masz już do zrobienia ponadto. Poza jednym: uwagę i miłość, szacunek dla siebie i wiarę w siebie warto sobie ofiarowywać zawsze, nie od wielkiego dzwonu, nie w momencie krytycznym, tylko w tych sytuacjach, na które składa się nasze życie: banalnych, zwykłych, codziennych. To niczym nie grozi, poza większym poczuciem bezpieczeństwa i spełnienia. Warto okazywać sobie, że się lubimy ze wszystkim, co w sobie nosimy: smutkiem, odrzuceniem, bólem, rozczarowaniem, złością. To też my.
Beata Markowska
http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/